niedziela, 21 sierpnia 2011

BLOG ZAWIESZONY!

Zawieszam blog, z powodu braku czasu na przepisywanie.
ledwo prowadzę dwa, a co dopiero trzy blogi.
sorka.
ale od czasu do czasu będę dodawać wpisy, a informować będę na drugim blogu:
http://my-new-life-is-you.blogspot.com/
zapraszam.

piątek, 12 sierpnia 2011

ode mnie:

Sorka, że nie piszę, ale mam nowego bloga pod adresem: http://my-new-life-is-you.blogspot.com/
na tym też będę pisać, tylko po prostu trochę rzadziej.
dzięki za miłe komcie, i za to że czytacie tak wgl.
dzięx

piątek, 5 sierpnia 2011

Rozdział 9- straszny sen

(...)nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się...
Justin do mnie podszedł i przytulił.
-Nie zrobię tego...-wyszeptałam-nie dam Ci go zabić...
-Wiem...-powiedział tonem pokonanego
-I nawet nie waż mi się sprzeciwiać!-powiedziałam stanowczo.
-Dobrze,-wymówił to z takim spokojem, jakby to była oczywistość.-nie będę-dokończył, a ja nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż poczółam na ustach jego ciepły, płynny pocałunek.
nie był on jak inne.
Był...idealny.
nastała jasność.
nagle, a może nie nagle, ponieważ tego nie zauwarzyłam) wokół nas zebrało się kilkoro ludzi, a może było ich więcej?
Tracę już oriętacje.
ale ja szukałam wzrokiem Bena.
Ciekawe, czy Cornelia mu coś powiedziała.
Jest.
stoi za bliźniakami.
wygląda tak, jakby miał zaraz w kogoś czymś cisnąć.
Tym kimś był oczywiście Justin, a tym czymś, drewniany kołek, który nie wiem po co trzymał w ręce, jakby spodziewał się tu jakiegoś, nie wiem?Edwarda Cullena?
Nagle Justin złapał mnie za rękę i zaczął biec w stronę lotniska.
Było ono zaraz koło naszego hotelu.
-Gzie ty mnie ciągniesz?!-wrzasnęłam
nic nie odpowiedział, tylko przystanął, i zaczął iść dalej.
-Gdzie...
-Na lotnisko-przerwał mi.
-po co?!-zezłościłam się.
-lecimy
***
(...)
Leżę na łóżku, i nie mogę się poruszyć.
Jestem sparaliżowana.
Nagle słyszę huk, i płacz dziecka.
Jakoś dziwnie znajomy płacz...
Ale z kąt?
Nie wiem, ale znam.
Nie mogę wstać, chociaż próbuję.
Płacz cichnie, a w oczach stają mi łzy.
Wstaję.
Udało się, chociaż ciągle byłam sparaliżowana.
Już wiem czym.
Na podłodze leżała strzykawka, do połowy pusta.
Wybiegłam z sali.
Ale nie wiem jak wyjść.
Patrzę na podłogę.
Stoję w wielkiej plamie czerwieni.
Idę dalej.
Białe dotychczas ściany, były pochlapane tą samą czerwoną substancją.
otwieram drzwi, a tam leży kobieta.
cała w...
-Krew!-wrzasnęłam na całe gardło, gdy zidentyfikowałam ową substancję, i puściłam się biegiem po schodach w dół.
Zobaczyłam białe drzwi.
popchnęłam je z całej siły.
Ustąpiły.
Wybiegłam na zewnątrz.
Spojrzałam na budynek.
To był szpital.
W trawie leżał samolot, cały w częściach.
Nie wiem jak, ale przesunęłam rozwalone skrzydło.
I zobaczyłam ciała.
Nie ludzi.
Ciała.
Pozbawione duszy.
Pozbawione życia.
Patrzę na następne rzędy po kolei.
Na jednym siedzeniu zobaczyłam...
-JUSTIN!-krzyknęłam, gdy ujrzałam twarz blondyna
Znowu usłyszałam płacz.
Dziwnie znajomy mi płacz.
W pewnej chwili ujrzałam na ziemi zawiniątko.
Ten płacz dochodził właśnie od niego.
przeszłam przez martwe ciała, i podniosłam zawinięte w kocyk niemowlę.
Przestało płakać.
Jego oczka powoli się zamknęły.
Szloch ucichł, tak samo jak nie miarowy oddech chłopca.
przestał się ruszać.
Nie ma go...
Do moich oczu znowu napłynęły łzy.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
Straciłam obydwie osoby jakie kochałam.
W moim życiu nastała ciemność.
-Eli...-usłyszałam anielski głos-Elizabeth obudź się!
otworzyłam oczy jak na zawołanie.
Nade mną stał przestraszony Justin.
Znowu wybuchnęłam płaczem, i tak już przez całą podróż.

Przepraszam że tak długo nie pisałam.
Rozdział miał być dłuższy, ale nie ręka od pisania już boli.
Jak chcecie żebym was informowała o nowych postach, piszcie w komentarzach, i podawajcie swój adres email.
dzięki za miłe komentarze.
jesteście wspaniali 

PS.Ten rozdział, dedykowany jest J.K. Rowling, tej od Harrego Pottera, za tekst "wygląda tak, jakby miał zaraz w kogoś czymś cisnąć."
Z Harrego Pottera i książę półkrwi.

środa, 3 sierpnia 2011

rozdział 8: NIE! NIE! I JESZCZE RAZ NIE!

-Proszę, nie...-szepnęłam.
był 29 sierpnia, godzina 9.30.
siedziałam na muszli, w łazience, a w rękach trzymałam test ciążowy.
w instrukcji kazali czekać pięć minut.
patrzę na zegarek- 6 min.
odwróciłam go w palcach.
plus.
-NIE!-wrzasnęłam, i osunęłam się z płaczem na zimne kafelki.
Jus wbiegł do pomieszczenia.
podniósł porzucony prze zemnie plastik.
spojrzał na niego i westchnął.
podszedł do mnie wolnym krokiem, i przytulił nie.
-J...jestem...-załkałam w jego czarną koszulkę-jestem...
-przecież wiem...-wyszeptał, i musnął wargami moje czoło- to nie potrwa długo...
-dziewięć miesięcy...-spojrzałam na niego
-nie, jutro już będzie po wszystkim-nie rozumiałam go.-już jutro zadzwonię do mojego lekarza, umówimy termin i...
-NIE!rozumiesz?! NIE!-Odepchnęłam go od siebie.
-Masz rację, zadzwonię do niego jeszcze dzisiaj-powiedział, wyciągając telefon.
wytrąciłam mu go z ręki.
-O co Ci teraz chodzi, Elizabeth, próbuję Ci pomóc!-chyba nie oczekiwał takiej reakcji z mojej strony.
-Urodzę to dziecko, czy tego chcesz, czy nie!-wrzasnęłam, tak wprost, bez ociągania się.
-To nie jest jeszcze nawet dziecko!To zarodek!Jego nie ma, nie istnieje!-Tymi słowami mnie zranił.
-Może dla ciebie go nie ma...ale dla mnie ono jest. Jest we mnie, a ja je kocham!-to była prawda.
kochałam je.
i jak justin mnie przytulił...
myślałam że on też je kocha.
i ze będziemy razem-we trójkę.
Ale on tego nie chciał.
mieć dziecko, to zawsze było moje marzenie... tylko nie wiedziałam że spełni się tak szybko...
Wybiegłam z hotelu.
Nie chciałam teraz o nim myśleć.
nie teraz.
Coś, a raczej KTOŚ- we mnie jest.
nagle zadzwonił mój telefon.
"MAMA"widniało na wyświetlaczu.
-mama!-przypomniałam sobie że ona w ogóle istnieje.
odebrałam.
-Mamo, muszę Ci coś...
-kochanie, czemu nie dzwoniłaś!?Ani Cornelia, czy Ben!Nawet Reywen!
-mamo, wszystko jest okej!tak jak tydzień temu!
-to dobrze, i co? poznałaś tego swojego...Jexona?
--Justina, mamo, Justina! I tak, poznałam go. A nawet więcej! mieszkamy w jednym pokoju i...-zawachałam się- i... to jest mój chłopak, mamo.-i noszę w sobie jego dziecko...pomyślałam, ale nie powiedziałam tego.
nie wiedziałam jakby zareagowała.
-och, dobrze córeczko, wierzę Ci...-powiedziała, ale wyczuć było od niej sarkazm.
-Elizabeth, wróć, proszę!-Z budynku wyszedł Justin.
-muszę kończyć, mamo, pa.-nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłam się.
###
przepraszam, przepraszam, przepraszam!
znowu taki krótki mi wyszedł, ale mnie już ręka od pisania boli!
ten rozdział zadedykowany klaudi, za to, że ją wkurzam, i za to że dodała mi weny.
jak napisała, że ja ją wkurzam,, wzięłam do ręki zeszyt, i pozmieniałam wszystko1
dzięki, klaudia.
tylko, proszę, piszcie komentarze!
plisssssssssss!


wtorek, 2 sierpnia 2011

Rozdział 7- To nie może być prawda...

(...)
do łazienki wszedł Justin i Cornelia.
stali tak tylko, gdy ja wymiotowałam.
-cholera, ale boli...- wydusiłam z siebie łapiąc się za brzuch.
-Eli...daj mi proszę, swój kalędarz...-powiedziała Cornelia.
podniosłam się, w czym pomógł mi Justin, i podałam kuzynce mój podręczny kalędarzyk.
otworzyła go i  tylko pokręciła głową.
-Kiedy miałaś ostatnio okres?-spytała
-Nie wiem...miesiąc temu?-odpowiedziałam zdziwiona, co to ma do żeczy?
-Miałaś dostać 3 tygodnie temu...ale nic nie zaznaczyłaś...-czyli, krotko mówiąc, po tym jak tu przyjechaliśmy.
zakręciło mi się w głowie.
-Nie...,Nie, nie, nie!-krzyknęłam, i pobiegłam do łazienki.
usiadłam na muszli.
nie chciałam myśleć o tym, o czym teraz powinnam.
Justin i Cornelia poszli za mną.
zatrzymali się niepewnie na progu.
-Ale co się stało?!-spytał Justin
-Na mnie nie patrz, wiem tylko że w tym miesiącu nie dostała miesiączki...-Cornelia jest strasznie niekumata.
-O cholera!-wykrzyknął Justin.
Cornelia też chyba już skumała.
Nagle jej wyraz twarzy się zmienił,
najpierw spojrzała ze złością na mojego chłopaka, i... przyłożyła mu prosto w twarz!
-Dzięki Corny... pomogło...-powiedział tylko i wybiegł z łazienki.
-GDZIE TY DO CHOLERY BIEGNIESZ?!-zawołała za nim Cornelia.
-Do apteki!-i już go nie słyszałam przez następną godzinę...

# # #
kurdę, znowu krutki, no ja nie mogę!
Ale obiecóję, poprawię się.
ale kkomentujcie co?
bo nie wiem czy waam się podoba,, i czy mam coś zmienić, czy wogule nie zamknąć?
piszcie plisssssss!

Rozdział 6- Rany! People!

trzy tygodnie później, miałam już tego wszystkiego dosyć.
mama pozwoliła nam zostać do końca miesiąca.
Justin był miły, widać że mnie kocha.
Ale to nie on był tu problemem.
najgorsze jest to, że tym problemem jestem JA!
Od tygodnia nic mi się nie chce, nawet jeść- a jak już, to zawsze wymyślam coś, czego normalnie bym nawet nie powąchała,- i wymiotuję.
a to jest na prawdę WIRD , bo ja żadko choruje.
Właśnie leżałam na łóżku i wpychałam w siebie najwięcej leys'ów  ile mogę w sobie pomieścić, jak rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę!- krzyknęłam z pełnymi ustami, czego zaraz pożałowałam, bo oplułam się chipsami jak małe dziecko i -nie wiem dla czego- zaczęłam się chichrać.
-No, otwórz te cholerne drzwi!-usłyszałam głos Cornelii zza progu.
podeszłam, przekręciłam patent, i wpuściłam powyższą osobę do pokoju.
-TY DEBILKO!-krzyknęła, ale nie wyglądała na złą, raczej na podekscytowaną.
-O co ci chodzi, Corny!
-Czemu mi nie powiedziałaś?!
-O czym?!
-Że jesteś na okładce PEOPLE!-wyciągnęła amerykański magazyn pod nazwą People.
Wzięłam go od niej w milczeniu.
Na okładce było zdjęcie-moje i Justina- to, które pewnie zrobił tamten paparazzi ze stołówki.
-Boże...-wyszeptałam i siadłam na łóżko.
chciało mi się płakać... i śmiać... cieszyć i ryczeć... wszystkie te uczucia na raz, dawały nie najlepszy efekt.
otworzyłam gazetę na stronie podanej pod zdjęciem.
Tam było więcej zdjęć.
to, na którym się całują i na którym ona z Justinem jest na scenie... normalne, każdy mógł zrobić te zdjęcia.
aż tu nagle... ta scena z przyczepy!
to jak on mnie pocałował... a ja go wtedy odepchnęłam.
spojrzałam na reportaż pod zdjęciem.Wielkimi literami napisane było:
" KOMUNIKAT DLA FANEK!JUSTIN BIEBER JUŻ NIE JEST SINGLEM!"
Pod spodem napisane było:
"Ostatnio wielkiego gwiazdora widziano z niejaką polką: Elizabeth Wilson.
Nic wam o tym nie wiadomo?!
A no proszę, PEOPLE  zna wszystkie szczegóły tego romansu!-co?!-pomyślałam-przecież nie ma żadnego romansu!-Justin jest niezaprzeczalnie wierny Elizabeth.
Ostatnio widziano go z Seleną Gomez- podrywała go.
Ale on,  odrzucił sexowną gwiazdorkę DISNEY'A.
Elizabeth powinna być z niego dumna..."
Nie chciałam czytać dalej.
zamknęłam magazyn i oddałam kuzynce.
-Nie chcę go widzieć... wyszeptałam.
zrobiło mi się nie dobrze i odrazu pobiegłam do łazienki.

# # #
Cholera znowu krótki! Ale zaraz to naprawię, i dodam jeszcze jeden.
plis o komcie, bo nie wiem czy wam się podoba.
jeśli chcecie bym coś zmieniła piszcie w komentarzach.
Dzięki że czytacie, wy dajecie mi Wenę!

piątek, 29 lipca 2011

Rozdział 5: Lekcji więcej nie będzie! część II

(...)
-CZY TY JUŻ DO KUR**Y NENDZY, ZMYSŁY POSKRADAŁAŚ?!
-Co?Boże, Corny, jakich ty słów używasz?!
-jakichś!!! Co ty sobie myślisz? Wstaję rano, a cb nie ma! czy ci już naprawdę mózg z głowy wyparował?!
-Nie, Corny, przecież całą noc byłam tutaj...
-A Stringi gwałciciel?!
-Wymyśliłaś go!
-Ale i tak wlezie przez okno i ci coś zrobi! Przecież to STRINGI GWAŁCICIEL!
-Cornelia! ON-NIE-IST-NIE-JE!!!!!!!!-Wykrzyknęłam jej każdą sylabę wyraźnie, prosto w twarz.
-A myślałem że wy się kochacie...- powiedział Justin z żalem w głosie.Oby dwie odwróciłyśmy się do niego.
-on ma rację, Eli, nie powinnyśmy się kłócić...-wyszeptała Cornelia.
-przepraszam...-powiedziałam ze skruchą.
-ja też przepraszam...-Cornelia mocno mnie objęła.
-auć...-syknęłam
-Co?-kuzynka mnie puściła.
- nic, nic...-szepnęłam.
coś się stało...Tylko nie wiem jeszcze co...

# # #
Muszę was powiadomić, że tytułowa "lekcja" to ta kłótnia.
sory, że tak krótko, i że długo nie piszę.
ten rozdział( pierwsza i druga część) dedykowana jest Dominice- mojej kuzynce- która wymyśliła "STRINGIEGO GWAŁCICIELA", A jak nie rozumiecie, wzięło to się od faceta w stringach, który wskakuje przez okna i gwałci, który jest oczywiście wymyślony przez Domiśkę.
TY DOPIERO MASZ POMYSŁY DOMI$!

wtorek, 19 lipca 2011

Rozdział 5: Lekcji więcej nie będzie!

Otworzyłam oczy.
Wszystko było takie wyraźne...
"to nie możliwe..."-pomyślałam, gdy tylko przypomniałam sobie gdzie jestem, i po co tu wczoraj przyszłam i...
I co się wczoraj stało...
Żeby się upewnić, odwróciłam się na drugi bok.
To, co ujrzałam, samo w sobie przyprawiło mnie o uśmiech.
Zadowolony z siebie Justin, leżał, opierając się na ramieniu, i patrzył mi prosto w oczy, tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami...
-I jak się gwiazdka czuje?- wyszeptał, swoim delikatnym głosem.
-Hmm...- przeciągnęłam się- A ty, jak się czujesz?- spytałam rozmarzona.
-Jakbym właśnie wrócił z nieba...-zaśmiał się-a ty...?-dotknął palcem wskazującym, moich ust. Mimowolnie przymknęłam oczy i rozchyliłam lekko wargi.
-Jak... Jak...- nie mogłam dobrać słów.- jakby mnie tir przejechał!-wrzasnęłam,bo gdy spróbowałam wstać, to po całym podbrzuszu, przebiegł mnie straszny skurcz, i z powrotem padłam na łóżko.
-Boże, nie strasz mnie!- powiedział, i mocno przytulił.-przepraszam, nie wiedziałem...
-nie przepraszaj, chyba zawsze tak jest, nie?-próbowałam wybawić go z poczucia winy.
-Skąd mam wiedzieć? To mój pierwszy, raz, a po drugie,  jestem facetem.Inaczej to przeżywam.
-dobra, spoko...-nie zdążyłam nic powiedzieć, bo rozległo się pukanie do drzwi.
migiem ubrałam na siebie koszulę i otworzyłam je.
w progu stała Cornelia, i nie miała raczej zamiaru mile rozmawiać przy ciastku.
-CZY TY JUŻ DO KUR**Y NENDZY, ZMYSŁY POSKRADAŁAŚ?!
***
TO BE CONTINUE...

# # #
PRZEPRASZAM, że tak krótko, i że nie do końca, ale muszę wymyślać, a dziś jakoś nie mam weny.
czy mogę zrobić tak że np. MIESIĄC PÓŹNIEJ...czy coś w tym stylu?
odp. w komentarzach.

czwartek, 14 lipca 2011

Rozdział 4. Dlaczego to zrobiłam?! Boże! To ja jestem idiotką!

Justin odwiózł nas do hotelu.
(...)Po kolacji poszłam do siebie.
Umyłam się, zęby, uczesałam w luźną kitkę i poszłam do Niego.
Leżał na łóżku bez koszulki.
przystanęłam.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, i  zapukałam( co nie miało sensu, gdyż drzwi i tak były już otwarte).
-wchodź...-powiedział-cześć.
-cześć- szepnęłam. w gardle mnie coś, nie wiem co, ściskało.
-co ty taka nerwowa? czego tu się bać?
wzruszyłam ramionami.
podszedł do mnie i złapał za ramiona.
-Powiedz, czego się boisz?
przełknęłam ślinę.
-że ktoś wejdzie przez okno i mnie zgwałci...-wybełkotałam.
to była w połowie prawda.
jak spałam w nowym miejscu to trochę się tego bałam-przez Cornelię i jej durne opowiadania- oczywiście.
Justin się zaśmiał.
-nie bój się...-wyszeptał, po czym delikatnie musnął moje wargi ustami-jedyną osobą, jaka może cię tu zgwałcić jestem...ja...-mówiąc to z każdym słowem zwalniał, i bardziej się nade mną pochylał.
-no to teraz jeszcze bardziej się boję!-założyłam ręce na piersi,
-dlaczego?- zdezoriętował się.
-bo teraz już wiem do czego zmierzasz!-wykrzyknęłam to, a on mnie tylko przytulił.
żadnego tłumaczenia, ni nic.
-i tego się boisz?-spytał cicho.
-Justin...ja mam 13 lat...-zalałam się płaczem, ale nie dla tego ze się boję, Justina się nie bałam, tylko dla tego, że nie mogłam dać mu tego, czego On chciał.
-wiem...do niczego cię przecież nie zmuszam...
-nie powinnam tu przychodzić...-załkałam i wybiegłam z pokoju.
***
tej nocy nie mogłam spać.
Justin pisał mi esy, że w każdej chwili mogę wrócić.
W pewnej chwili, poczułam ze naprawdę chcę być blisko niego.
przyszedł sms:
jak chcesz to możesz wrócić,czekam!
Ubrałam szlafrok i wyszłam.
Zegar na korytarzu mówił, że jest 22.00.
Przeszłam wzdłuż ściany, aż dotarłam do pokoju 204.
Zawahałam się.
Znowu poczułam te okropne pragnienie, by znaleźć się jak najbliżej niego, a to dodało mi odwagi.
Zapukałam i weszłam.
Leżał na łóżku i oglądał telewizję.
Podeszłam, i położyłam się obok niego.
przytulił mnie, i zaczął całować.
Nie byłam w stanie mu się oprzeć.
Teraz, już wiem, co on czół, gdy chciał TO zrobić.
Kochał mnie.
A ja kochałam jego.
I to, nigdy się nie zmieni.
Teraz wiem, co on czół wtedy... chęć, byśmy byli tak blisko siebie... tak przerażająco blisko.
Czułam to.
Czułam, że go kocham.-Jego, nie sławę.
I że on, kocha mnie...
# # #
ten rozdział dedykuję Malwinie, która pomogła mi opisać stan lekkiego nie otrzeźwienia pod wpływem miłości.
A was przepraszam że tak kruciuchno, ale mam też inne zajęcia.
kicia

środa, 13 lipca 2011

Rozdział 3: Rany Boskie, koncert!

Nigdy nie zapomnę tego co się stało dziś rano.
Ben chodzi teraz jak w zegarku, bo boi się że któryś z ochroniaży Justina go zmiarzdży.( mnie też przerażają!).
Na koncert ubrałam się w mój top bez ramiączek , spódniczkę mini od Cornelii i związałam włosy w kucyka.
Justin chciał nas podwieźć, ale Usher miał inny pomysł.
-My, pojedziemy limuzyną, a wy, jak grzeczne fanki, będziecie stać pod samiutką sceną i głośno go oklaskiwać, dobrze?-tak to właśnie ujął.
A Jus, niestety, musi się go słuchać...
Więc pojechałyśmy taksówką.
Cornelia, kazała mi się umyć dokładnie jej czekoladowym płynem.
Ona twierdzi, że skoro On ma już 17 lat, to wszystko jest możliwe.
Ale ja nie wieżę, że On by TEGO chciał, a tym bardziej ze mną.
Ale byłam posłuszna kuzynce.(...)
Przed występem poszłam za scenę, tak jak mnie prosił Justin.
-Tutaj...-stał za przyczepą.
podeszłam do niego, a on wciągnął mnie do środka i pocałował.
Tym razem wiedział, na co go stać, ale i tak się nie kontrolował.
Jego język wsunął się lekko pomiędzy moje wargi, a ja tym razem odwzajemniłam pocałunek.
Całował mnie tak namiętnie, i z tak wielką miłością...
Nagle drzwi otworzyły się na ościerz, a my odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
W progu stała Cornelia,
-Ups...-wyjąkała.
Miałam ochotę na wrzeszczeć na nią, i wypchnąć siłą z przyczepy, ale że z natury jestem tchórzem...
stałam tam tylko, czerwona jak burak.
Już zbierałam się by jej coś wypomnieć, ale Jus był szybszy.
-Spiepszaj, mała, co? jesteśmy zajęci-i znów mnie pocałował.
odepchnęłam go lekko, ale on nie odszedł.Podniósł tylko na mnie wzrok, i zaczął całować po szyi.
-Cornelia, tu jest!-syknęłam.
-Już nie..- to prawda, Cornelii, już tu nie było.
-proszę, przestań...-powiedziałam, ale on nadal mnie całował.
Jego dłonie wsunęły się pod mój top, sięgając zapięcia stanika.
-Do jasnej cholery! przestań!-wrzasnęłam, i z całej siły popchnęłam go.
-Zobaczymy się po koncercie...-podeszłam jeszcze, i na złość dałam mu całusa- w policzek.
miał na sobie mój ulubiony strój.
najpierw zaśpiewał Baby.
Stałam z tyłu, ale przy refrenie Cornelia,
pociągnęła moją rękę w górę.
wszystkie ręce były uniesione.
Dziewczyny cieszyły się, że ich idol chociaż raz ich dotknie.
"mnie dotknął zanadto"-pomyślałam.
-DO GÓRY- wrzasnęła Cornelia i podniosła moją rękę.
Gdy On dotknął mojej dłoni, przebiegł mnie taki impuls... Jakby ktoś popieścił mnie pondem... ale miłym...
Śpiew ucichł, chociaż muzyka grała dalej.
Puściłam jego dłoń, i odsunęłam się najdalej, na jak pozwalał mi tłum.
Także teraz mnie i scenę dzieliła grupka zdziwionych dziewczyn.
Justin się tylko uśmiechnął, i zaczął śpiewać One Time.
Wróciłam na miejsce obok Corny.
Nagle On, zrobił coś niespodziewanego.
Złapał mnie za rękę i... WCIĄGNĄŁ NA SCENĘ!
Podał mi mikrofon.
-She makes me happy.
I know where I'll be.
Right by your side cuz she is the one.
For me.
- z trudem przypominałam sobie kolejne słowa.Gdy muzyka się skończyła, nie było już dla mnie nic poza Justinem.
Tylko ja, i on, na tej małej scenie, w tym wielkim hollywood
Pochylił się, aby mnie pocałować, a ja w tej samej chwili przypomniałam sobie dzisiejszego paparazzi.
-DO JASNEJ CHOLERY! CO JA ROBIĘ!?-wrzasnęłam i zeskoczyłam ze sceny.
w ostatniej chwili złapała mnie Cornelia.
-Co ty robisz?!
-właśnie to samo pytanie sobie zadaję!-odpowiedziałam desperacko- od samego początku!co ja tutaj robię?!powinnam siedzieć teraz w domu i oglądać ten koncert na mtv! to się dzieje zbyt szybko!
kuzynka wzięła mnie w objęcia.
nagle rozległ się grzmot, a po chwili zaczął padać deszcz.
wszyscy, nawet Ben dzisiaj się śmiali.
Aja?
Ja, nareszcie byłam szczęśliwa...

czwartek, 30 czerwca 2011

Rozdział 2: Czy Justin Bieber to idiota?! O TAK! część II

Po prostu uciekłam!...
Następnego dnia, obudziłam się strasznie nie wyspana.
Prawie całą noc myślałam o tym co się stało.
Gdy wreszcie otrzeźwiałam, zeszłam na dół, do stołówki.
usiadłam obok dziewczyn i Bena przy stoliku koło okna.
Nagle, coś popchnęło mnie, abym spojrzała na drzwi.
Wszedł ON, i jak widać, podążał w naszą stronę.
Chciałam, wstać i uciec, ale było już za późno.
Pochylił się nad naszym stolikiem i pocałował mnie, prosto w usta!
-cześć, gdzie wczoraj wyleciałaś?- spytał szarmanckim tonem, bez zająknięcia, po polsku!
Rozejrzałam się po stoliku.
Cornelia promieniała, Reywen stanęły łzy w oczach, Ben był wściekły, a ja?
Ja czułam się jakbym dopiero co wyszła z przed kamery jakiegoś taniego romansidła.
Potem, kilka rzeczy stało się na raz.
Przez salę przebiegł niski facet z aparatem, Justin natychmiast złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi, facia złapał jakiś ciemnoskóry mężczyzna, a my czekaliśmy za drzwiami, puki murzyn nie przeprowadził przez nie tego debila.
Jus odetchnął.
-Paparazzi...?-spytałam przestraszona.
-Tak...przepraszam że cię na to narażam...-wyszeptał i przytulił mnie.
-C...cco ty sobie do chryny jasnej wyobrażasz?!-wykrzyknęłam odpychając go-ty... to ty jesteś gwiazdą pop, nie ja! a... a  ja to Ci nawet do pięt nie dorastam!-mówiłam przez łzy, które zdążyły ściec mi po policzki do kącików ust.
-ciii, spokojnie, spokojnie już dobrze- wyszeptał mi do ucha i znowu mocno przytulił.Dopiero teraz zauwarzyłam jaka jestem bezbronna.
-tylko powiedz mi jedno...-zawahał się- k...kochasz mnie?
-Wisz że tak...-wyszeptałam-ale nie jak gwiazdę, tak jak niektórzy... kochałabym Cię nawet gdybyś nie umiał śpiewać i miałbyś piegi...a ty...
-Kocham Cię- przerwał mi.-naprawdę.-powiedziawszy to, pocałował mnie, i wtulił twarz w moich włosach.
Jak on mógł się tak zakochać?
Czy to możliwe że "MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA" istnieje?
Tak, przyznaję, był idiotą.
Ale najsłodszym idiotą jakiego kiedykolwiek, jakkolwiek, i gdziekolwiek poznałam...
###
sorry, że tak krótko, ale nie mogłam już odgonić mojego brata. 
i piszę z góry, że przez następne 10 dni nie będę pisać bo jadę na kolonię.
A ten rozdział dedykuję Kladzi, największej pisarce pod słońcem (zaraz po Stephane Mayer, oczywiście), za to, że ona jedyna zawsze we mnie wierzyła, przez te ciężkie 6 lat podstawówki. 
JESTEŚ WIELKA!

środa, 29 czerwca 2011

Rozdział 2: Czy Justin Bieber to idiota?! O TAK!

-Spakowana i gotowa do wyjścia!-krzyknęłam z pokoju do Bena.
-Zajęty jestem!-zawołał.
podkradłam się do drzwi jego pokoju.
I co on robi?!
Siedzi w swoim bałaganie i zrzera chipsy!
-Nie mogę uwierzyć że jeszcze tu tak sterczysz!Zaraz piąta!
-no dobra, już się ubieram!-wyciągnął ręce do góry, jakoby się poddaje.
-wiesz...czasem wydaje mi się że to ja jestem tą starszą!-wybiegłam z pokoju.
Wójek przyjechał dokładnie 10 po piątej, Cornelia i Reywen już siedziały na tylnych siedzeniach.
"przypadkiem" zamknęły się tuż pod nosem Bena.
zaczęłyśmy się śmiać, nawet wójek Zbyszek.
-To ne est smesne!-wycedził mój brat pocierając nos.
Na lotnisku(wiadomo) byłomnustwo policjantów.
te sprawdzenia trwały chyba z godzinę.
miałam dzisiaj swoją ulubioną kurteczkę podbijaną różowym futerkiem, ale jakiś palant, wylał na mnie ketchup od frytek!
A tym palantem był jakiś gruby policjant, którego widziałam pierwszy raz w życiu!
Czyli to jest tak:
Wstać o czwartej nad ranem+jechać zaśmierdłym samochodem wójka Zbyszka+nerwy+ubrudzenie mojej ulubionej kurteczki= ZGON!
Czułam się tak, jakby przy życiu utrzymywała mnie tylko myśl, że zobaczę mojego ukochanego na żywo.
Myślałam, że jak już będziemy w samolocie będzie lepiej.
Ale się grubo myliłam.
Przez okno nic nie widziałam, a do tego pokłuciłam się z Benem, tylko dla tego, że on nie lubi orzechów!
Po jakiejś godzinie lotu, udało mi się zasnąć.
Nareszcie!
***
Gdy się obudziłam, byliśmy już na miejscu.
-No i jesteśmy w Hollywood...- wyszeptała Cornelia, gdy wyszłyśmy z samolotu.
-Ta... wielkie miasto gwiazd...-potwierdziłam.
pojechaliśmy taxówką do hotelu.
Nie pamiętam jak się nazywał, ale wiem że miał 5 gwiazdek.
Rozpakowałam się i poszłam do stołówki.
Gdy przechodziłam przez drugie piętro, zafascynował mnie pewien głos...
Piękny, wysoki głos z angielskim akcętem...
TO ON!!!
Zamarłam nasłuchując. kłócił się z kimś.
-Idę do siebie!-wrzasnął
-N to idź!-odpowiedział niższy, męski głos.
- No to nie wystąpię jutro, nie ma mowy!
-Co?-wyszeptałam.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
-O MÓJ BORZE! JUSTIN BIEBER!
Ujrzałam wysokiego chłopaka, o ciemnobląd włosach, czekoladowych oszach i anielskich rysach.
-What?-spytał, co oznaczało "co?"
-Nie...Nic...-wyszeptałam-TO TY!-wrzasnęłam na całe gardło.
-Cicho! No jasne że ja, a kto inny, Michael Jakson w perułce?-zaśmiał się
-Nie...Nie wystąpisz jutro?-zająkałam się
-Podsłuchiwałaś?!-prubował przybrać ostry ton, ale nie pozwalał mu na to zawadiacki uśmiech, który nie chciał mu zniknąć z twarzy.
-Nie, to znaczy... usłuszałam tylko końcówkę! na serio!-byłam bliska płaczu
Uśmiechnął się
-Jesteś polką?
-Skąd wiesz?
-Bo masz dziwny akcęcik...-powiedział naśladując mnie.
-Przestań! to nie jest śmieszne!
-Ależ to bardzo śmieszne...A jak masz na imię?
-Elizabeth Ithana Wilson, po babci.
-Śliczna...-wyszeptał
-Co?-zdezoriętowałm się
-Śliczne... to znaczy... no... imię!- poprawił się
nie zoriętowałąm się kiedy, On , pochylił się, i zrobił to!
POCAŁOWAŁ MNIE!

To było jakby przygniatał mnie ogromny ciężar a równocześnie, kolorowe piórka łaskotały mnie tam, gdzie jego ciało przywiera do mnie.
Na początku wystraszyłam się, ale teraz, przywarłam do niego tak, jak on do mnie.
Koniuszek jego języka, rozchylił moje wrgi, a ja, chociaż miałam jeszcze trochę rozsądku w sobie, oddałam mu się.
Trwało to chyba z pięć minut, puki nie zoriętowałam się że za którymiś drzwiami, może czaić się jakiś paparazzi i robić nam teraz zdięcia.
Odepchnęłam Justiba od siebie i... UCIEKŁAM!
po prostu uciekłam!
***
TO BE CONTINUE...