czwartek, 30 czerwca 2011

Rozdział 2: Czy Justin Bieber to idiota?! O TAK! część II

Po prostu uciekłam!...
Następnego dnia, obudziłam się strasznie nie wyspana.
Prawie całą noc myślałam o tym co się stało.
Gdy wreszcie otrzeźwiałam, zeszłam na dół, do stołówki.
usiadłam obok dziewczyn i Bena przy stoliku koło okna.
Nagle, coś popchnęło mnie, abym spojrzała na drzwi.
Wszedł ON, i jak widać, podążał w naszą stronę.
Chciałam, wstać i uciec, ale było już za późno.
Pochylił się nad naszym stolikiem i pocałował mnie, prosto w usta!
-cześć, gdzie wczoraj wyleciałaś?- spytał szarmanckim tonem, bez zająknięcia, po polsku!
Rozejrzałam się po stoliku.
Cornelia promieniała, Reywen stanęły łzy w oczach, Ben był wściekły, a ja?
Ja czułam się jakbym dopiero co wyszła z przed kamery jakiegoś taniego romansidła.
Potem, kilka rzeczy stało się na raz.
Przez salę przebiegł niski facet z aparatem, Justin natychmiast złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi, facia złapał jakiś ciemnoskóry mężczyzna, a my czekaliśmy za drzwiami, puki murzyn nie przeprowadził przez nie tego debila.
Jus odetchnął.
-Paparazzi...?-spytałam przestraszona.
-Tak...przepraszam że cię na to narażam...-wyszeptał i przytulił mnie.
-C...cco ty sobie do chryny jasnej wyobrażasz?!-wykrzyknęłam odpychając go-ty... to ty jesteś gwiazdą pop, nie ja! a... a  ja to Ci nawet do pięt nie dorastam!-mówiłam przez łzy, które zdążyły ściec mi po policzki do kącików ust.
-ciii, spokojnie, spokojnie już dobrze- wyszeptał mi do ucha i znowu mocno przytulił.Dopiero teraz zauwarzyłam jaka jestem bezbronna.
-tylko powiedz mi jedno...-zawahał się- k...kochasz mnie?
-Wisz że tak...-wyszeptałam-ale nie jak gwiazdę, tak jak niektórzy... kochałabym Cię nawet gdybyś nie umiał śpiewać i miałbyś piegi...a ty...
-Kocham Cię- przerwał mi.-naprawdę.-powiedziawszy to, pocałował mnie, i wtulił twarz w moich włosach.
Jak on mógł się tak zakochać?
Czy to możliwe że "MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA" istnieje?
Tak, przyznaję, był idiotą.
Ale najsłodszym idiotą jakiego kiedykolwiek, jakkolwiek, i gdziekolwiek poznałam...
###
sorry, że tak krótko, ale nie mogłam już odgonić mojego brata. 
i piszę z góry, że przez następne 10 dni nie będę pisać bo jadę na kolonię.
A ten rozdział dedykuję Kladzi, największej pisarce pod słońcem (zaraz po Stephane Mayer, oczywiście), za to, że ona jedyna zawsze we mnie wierzyła, przez te ciężkie 6 lat podstawówki. 
JESTEŚ WIELKA!

2 komentarze:

  1. bardzo mi miło... ;D rozdział świetny, jak zwykle. ;p mam tylko malutką prośbę, nie mów na mnie ''Kladzia'' ok.? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. juhu! nareszcie przeszłaś do sedna!

    OdpowiedzUsuń