środa, 29 czerwca 2011

Rozdział 2: Czy Justin Bieber to idiota?! O TAK!

-Spakowana i gotowa do wyjścia!-krzyknęłam z pokoju do Bena.
-Zajęty jestem!-zawołał.
podkradłam się do drzwi jego pokoju.
I co on robi?!
Siedzi w swoim bałaganie i zrzera chipsy!
-Nie mogę uwierzyć że jeszcze tu tak sterczysz!Zaraz piąta!
-no dobra, już się ubieram!-wyciągnął ręce do góry, jakoby się poddaje.
-wiesz...czasem wydaje mi się że to ja jestem tą starszą!-wybiegłam z pokoju.
Wójek przyjechał dokładnie 10 po piątej, Cornelia i Reywen już siedziały na tylnych siedzeniach.
"przypadkiem" zamknęły się tuż pod nosem Bena.
zaczęłyśmy się śmiać, nawet wójek Zbyszek.
-To ne est smesne!-wycedził mój brat pocierając nos.
Na lotnisku(wiadomo) byłomnustwo policjantów.
te sprawdzenia trwały chyba z godzinę.
miałam dzisiaj swoją ulubioną kurteczkę podbijaną różowym futerkiem, ale jakiś palant, wylał na mnie ketchup od frytek!
A tym palantem był jakiś gruby policjant, którego widziałam pierwszy raz w życiu!
Czyli to jest tak:
Wstać o czwartej nad ranem+jechać zaśmierdłym samochodem wójka Zbyszka+nerwy+ubrudzenie mojej ulubionej kurteczki= ZGON!
Czułam się tak, jakby przy życiu utrzymywała mnie tylko myśl, że zobaczę mojego ukochanego na żywo.
Myślałam, że jak już będziemy w samolocie będzie lepiej.
Ale się grubo myliłam.
Przez okno nic nie widziałam, a do tego pokłuciłam się z Benem, tylko dla tego, że on nie lubi orzechów!
Po jakiejś godzinie lotu, udało mi się zasnąć.
Nareszcie!
***
Gdy się obudziłam, byliśmy już na miejscu.
-No i jesteśmy w Hollywood...- wyszeptała Cornelia, gdy wyszłyśmy z samolotu.
-Ta... wielkie miasto gwiazd...-potwierdziłam.
pojechaliśmy taxówką do hotelu.
Nie pamiętam jak się nazywał, ale wiem że miał 5 gwiazdek.
Rozpakowałam się i poszłam do stołówki.
Gdy przechodziłam przez drugie piętro, zafascynował mnie pewien głos...
Piękny, wysoki głos z angielskim akcętem...
TO ON!!!
Zamarłam nasłuchując. kłócił się z kimś.
-Idę do siebie!-wrzasnął
-N to idź!-odpowiedział niższy, męski głos.
- No to nie wystąpię jutro, nie ma mowy!
-Co?-wyszeptałam.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
-O MÓJ BORZE! JUSTIN BIEBER!
Ujrzałam wysokiego chłopaka, o ciemnobląd włosach, czekoladowych oszach i anielskich rysach.
-What?-spytał, co oznaczało "co?"
-Nie...Nic...-wyszeptałam-TO TY!-wrzasnęłam na całe gardło.
-Cicho! No jasne że ja, a kto inny, Michael Jakson w perułce?-zaśmiał się
-Nie...Nie wystąpisz jutro?-zająkałam się
-Podsłuchiwałaś?!-prubował przybrać ostry ton, ale nie pozwalał mu na to zawadiacki uśmiech, który nie chciał mu zniknąć z twarzy.
-Nie, to znaczy... usłuszałam tylko końcówkę! na serio!-byłam bliska płaczu
Uśmiechnął się
-Jesteś polką?
-Skąd wiesz?
-Bo masz dziwny akcęcik...-powiedział naśladując mnie.
-Przestań! to nie jest śmieszne!
-Ależ to bardzo śmieszne...A jak masz na imię?
-Elizabeth Ithana Wilson, po babci.
-Śliczna...-wyszeptał
-Co?-zdezoriętowałm się
-Śliczne... to znaczy... no... imię!- poprawił się
nie zoriętowałąm się kiedy, On , pochylił się, i zrobił to!
POCAŁOWAŁ MNIE!

To było jakby przygniatał mnie ogromny ciężar a równocześnie, kolorowe piórka łaskotały mnie tam, gdzie jego ciało przywiera do mnie.
Na początku wystraszyłam się, ale teraz, przywarłam do niego tak, jak on do mnie.
Koniuszek jego języka, rozchylił moje wrgi, a ja, chociaż miałam jeszcze trochę rozsądku w sobie, oddałam mu się.
Trwało to chyba z pięć minut, puki nie zoriętowałam się że za którymiś drzwiami, może czaić się jakiś paparazzi i robić nam teraz zdięcia.
Odepchnęłam Justiba od siebie i... UCIEKŁAM!
po prostu uciekłam!
***
TO BE CONTINUE...

1 komentarz: