środa, 3 sierpnia 2011

rozdział 8: NIE! NIE! I JESZCZE RAZ NIE!

-Proszę, nie...-szepnęłam.
był 29 sierpnia, godzina 9.30.
siedziałam na muszli, w łazience, a w rękach trzymałam test ciążowy.
w instrukcji kazali czekać pięć minut.
patrzę na zegarek- 6 min.
odwróciłam go w palcach.
plus.
-NIE!-wrzasnęłam, i osunęłam się z płaczem na zimne kafelki.
Jus wbiegł do pomieszczenia.
podniósł porzucony prze zemnie plastik.
spojrzał na niego i westchnął.
podszedł do mnie wolnym krokiem, i przytulił nie.
-J...jestem...-załkałam w jego czarną koszulkę-jestem...
-przecież wiem...-wyszeptał, i musnął wargami moje czoło- to nie potrwa długo...
-dziewięć miesięcy...-spojrzałam na niego
-nie, jutro już będzie po wszystkim-nie rozumiałam go.-już jutro zadzwonię do mojego lekarza, umówimy termin i...
-NIE!rozumiesz?! NIE!-Odepchnęłam go od siebie.
-Masz rację, zadzwonię do niego jeszcze dzisiaj-powiedział, wyciągając telefon.
wytrąciłam mu go z ręki.
-O co Ci teraz chodzi, Elizabeth, próbuję Ci pomóc!-chyba nie oczekiwał takiej reakcji z mojej strony.
-Urodzę to dziecko, czy tego chcesz, czy nie!-wrzasnęłam, tak wprost, bez ociągania się.
-To nie jest jeszcze nawet dziecko!To zarodek!Jego nie ma, nie istnieje!-Tymi słowami mnie zranił.
-Może dla ciebie go nie ma...ale dla mnie ono jest. Jest we mnie, a ja je kocham!-to była prawda.
kochałam je.
i jak justin mnie przytulił...
myślałam że on też je kocha.
i ze będziemy razem-we trójkę.
Ale on tego nie chciał.
mieć dziecko, to zawsze było moje marzenie... tylko nie wiedziałam że spełni się tak szybko...
Wybiegłam z hotelu.
Nie chciałam teraz o nim myśleć.
nie teraz.
Coś, a raczej KTOŚ- we mnie jest.
nagle zadzwonił mój telefon.
"MAMA"widniało na wyświetlaczu.
-mama!-przypomniałam sobie że ona w ogóle istnieje.
odebrałam.
-Mamo, muszę Ci coś...
-kochanie, czemu nie dzwoniłaś!?Ani Cornelia, czy Ben!Nawet Reywen!
-mamo, wszystko jest okej!tak jak tydzień temu!
-to dobrze, i co? poznałaś tego swojego...Jexona?
--Justina, mamo, Justina! I tak, poznałam go. A nawet więcej! mieszkamy w jednym pokoju i...-zawachałam się- i... to jest mój chłopak, mamo.-i noszę w sobie jego dziecko...pomyślałam, ale nie powiedziałam tego.
nie wiedziałam jakby zareagowała.
-och, dobrze córeczko, wierzę Ci...-powiedziała, ale wyczuć było od niej sarkazm.
-Elizabeth, wróć, proszę!-Z budynku wyszedł Justin.
-muszę kończyć, mamo, pa.-nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłam się.
###
przepraszam, przepraszam, przepraszam!
znowu taki krótki mi wyszedł, ale mnie już ręka od pisania boli!
ten rozdział zadedykowany klaudi, za to, że ją wkurzam, i za to że dodała mi weny.
jak napisała, że ja ją wkurzam,, wzięłam do ręki zeszyt, i pozmieniałam wszystko1
dzięki, klaudia.
tylko, proszę, piszcie komentarze!
plisssssssssss!


3 komentarze:

  1. O Ja Nie Mogę.! Pisz szybko następny rozdział. Na pewno będę czytać wszystkie notki. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział bardzo ciekawy i nawet nie naciągany.
    :)
    Dziękuję za dedykację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Heh Klaudia racja ;D Chyba najlepszy rozdział do tej pory.

    OdpowiedzUsuń